Umiejętność działania, by sprawy szły tak, jak sobie życzymy, nie wymagają tworzenia jakichś nowych źródeł siły. Te, które masz, są wystarczające.
Czasami wystarczy tylko dokonać pewnych prostych zmian, by polepszyć zdrowie, by mieć więcej energii, lepiej pracujące funkcje kognitywne; można też w tym aspekcie zasięgnąć o pomoc specjalisty (zapraszam :)).
To co najważniejsze jest w życiu to określenie jasnych precyzyjnych celów!!!
Dlaczego jest to ważne? Dlatego, że wg statystyk mniej niż 2 osoby na 1000 wiedzą czego chcą od życia! Pozostali nie mają sprecyzowanych planów, więc jak mają coś osiągnąć? To jak chęć podróży samolotem w piękne miejsce, ale nie wiesz gdzie chcesz się udać .. chcesz kupić bilet ale nie umiesz na lotnisku określić destynacji.
Często taka niska efektywność jest wynikiem naszego dzieciństwa i wielu sytuacji „rób -nie rób tego”. One ukształtowały nasz wzorzec zachowań. Boimy się dokonywać pewnych czynności, nie wierzymy w siebie, brakuje nam przebojowości. Może mieć na to wpływ dzieciństwo. Często, gdy jako dzieci mieliśmy ambicje, chęć zrobienia czegoś nowego, mogliśmy usłyszeć „jesteś za głupi na to”, „musisz się jeszcze wiele nauczyć”, „Twój brat lepiej z tym sobie poradzi”, „nie przeszkadzaj mi”, etc, co w podświadomości może zapisać się jako lęk przed zrobieniem danej rzeczy. A dodatkowo mogliśmy wyprzeć to ze świadomości jako coś nieprzyjemnego.
Pochwała natomiast, za dobrze wykonaną pracę, jest czynnikiem pozytywnym, która powinna być często powtarzana np. dziecku, bo jako coś związanego z przyjemnością dziecko będzie chciało powtarzać, wykazując nową aktywność. Takie doświadczenia oddziaływują na naszą przyszłość.
Strach oraz stłumione doznania z najmłodszych lat, oparte na dziecinnym braku zrozumienia, często ograniczają naszą dorosłą aktywność. Strach jest siłą hamującą, nie jest twórczy.
Oprócz schronienia, pożywienia i opieki, dziecku potrzebna jest do przetrwania aprobata rodziców, uznanie, że takie jakie jest, jest w porządku! Jeśli jej nie otrzymuje,zaczyna wątpić w siebie. Gdy aprobata rodziców (czy opiekunów) wiąże się ze spełnianiem określonych warunków, uczy dziecko podążania za żądaniami, instrukcjami innych, a nie za własną intuicją. Ma to często wpływ na dorosłe życie, zwłaszcza uzależnienie od oceny innych.
Kiedy dziecko przeżywa okres kształtowania się osobowości, wszelkie negatywne osądy przyjmuje jak niepodważalne prawdy, które stają się częścią jego obrazu (przestaje siebie akceptować). To wtedy dopełnia się formowanie własnej samooceny, w oparciu o doświadczenia w kontaktach z bliskimi lub innymi osobami. To wtedy również powstaje większość samoograniczających przekonań np. „Nie mam zdolności do ……..”, “jestem taki, siaki…” itd.
Jeśli nasi rodzice (opiekunowie) okazywali nam tzw. dezaprobatę, by wymóc na nas określone zachowania, to możemy iść przez życie pozbawieni zaufania do siebie i swoich możliwości. Możemy rozwinąć w sobie wówczas syndrom ofiary, bądź paradoksalnie buntownika, jednocześnie uzależniając się od obecności dezaprobaty w swoim życiu. Takie tkwiące głęboko w podświadomości przekonanie na swój temat, leży u źródeł większości naszych destrukcyjnych postaw i działań. W konsekwencji może to wpływać na sabotowanie naszego rozwoju. A nawet jak mówi psychosomatyka- na autodestrukcję naszego zdrowia. Dlatego wierzę, że do pełnego uzdrowienia, jako dorośli już nawet, najlepiej pracować jest na każdym poziomie: ciało-dusza i umysł, dopiero ta trójca w równowadze przynosi balans.
Nadmiar trudnych i bolesnych doświadczeń, dodatkowo nieradzenie sobie z nimi, powoduje podświadomą ucieczkę od życia, oraz nie rzadko działania skierowane przeciwko życiu i zdrowiu (głodzenie się, używki, brak snu, działanie na wysokim poziomie adrenaliny). Jako osoba pracująca z ludźmi, usłyszałam tyle historii krzywd ludzi, nie znam nikogo, kto by nie doświadczył choć raz w życiu wielkiej traumy (myślę, że nie ma na świecie takiej osoby). Drobne przykrości dotykają nas tak często, że nie potrafimy ich zliczyć. Jednak nie każdy potrafi sobie z nimi poradzić, czy wziąć odpowiedzialność za swoje życie, nic dziwnego, nikt nas tego nie uczy w szkole. I obserwuje jak to wszystko ma wpływ na nasze późniejsze dorosłe wybory, często podyktowane marzeniami rodziców, brakiem decyzyjności, współuzależnieniem etc. Na szczęście możemy nad tym pracować w każdym etapie życia, niezależnie ile dziś mamy lat. Ja zaczęłam prawdziwie żyć, tak jak moja dusza zawsze chciała, dwa lata temu mając 33 lata:). Dziś wiem dokładnie czego chcę, ale nadal pracuję z moim wewnętrznym dzieckiem i wiem, że po to też jest nam dane życie, by się cały czas odkrywać i rozwijać dzięki temu.
Mam taką wielką nadzieję patrząc na to co się obecnie dzieje, jak rośnie świadomość, jak ludzie interesują się medytacją, jogą, naturą, zen. Coraz więcej osób, które do mnie się zgłaszają chcą pracować na wszystkich trzech płaszczyznach – nie tylko już ciała. Chcą zacząć DBAĆ O SIEBIE.
Naprawdę to mi daje takie szczęście.